Jakiś dziwny czas.

Nawet biorąc pod uwagę, że u Purpli dzieje się niewiele, to ma jakąś niejasną niespokojność, bo dookoła dzieje się zbyt dużo rzeczy niefajnych, żeby Purpli było dobrze.

Chciałaby się przekonać, że „there is no spoon” i to wszystko można zmienić przekręcając jedynie w głowie coś, co sprawia, że rzeczywistość można przeczytać inaczej, ale to tak nie działa. Jakoś nie tym razem.

Tak sobie od kilku dni myśli o tych wszystkich, których powiesili na witrynach z notatką, że tych klientów nie obsługujemy, bo się nie wpisują w to, czego się nie boimy. Oni mają imiona. Jest Grześ, który na ślub znajomych idzie z Adą i tam wysłuchuje, że nareszcie pannę przyprowadził i że kiedy oni, a w domu został Piotrek i pilnuje kotów, ale zanim stanął przy oknie żeby patrzeć przed siebie i nic nie widzieć, wyprasował Grzesiowi koszulę i zapewnił, że wszystko jest ok i ma się bawić dobrze, a pizzę zrobią sobie jutro.

Jest Anka, która mówi, że mieszka z Kamą, bo jest tanio i bardzo się przyjaźnią. A jak tata Kamy dowie się, że jest inaczej, to pewnie umrze bo ma słabe serce, więc jak przyjeżdżają to przemeblowują wynajętą norkę tak, żeby się nie wydało.

Jest Michał, który nie chciał się bawić z chłopakami tylko nosić koraliki i spinki z różyczką, a którego mama prosiła w szkole, żeby porozmawiać z dziećmi i wytłumaczyć, że tak może być. A Michał tak bardzo płacze w nocy i nie śpi. I że tak, to ona kupiła mu koszulkę z Elzą i pozwoliła włożyć do szkoły i teraz żałuje, bo Michał do szkoły wrócić nie chce.

I jest Filip, Zocha i tysiące innych. I są ich rodzice, którzy zwalczyli w sobie wstyd i strach, by przejść żałobę po oczekiwaniach, które spopieliły się zanim zdążyli je nazwać.

Co Purpla by zrobiła, gdyby się okazało, że jeden z Hunów nie jest człowiekiem, tylko ideologią, która burzy, depcze, profanuje i wogóle jest gupia i śmierdzi?

Nie wie. Nie ma pojęcia co by zrobiła, choć wydaje jej się, że miłość, dojrzałość i wsparcie. Nie wie jak długo płakałaby z żalu, że jej dziecko tyle czasu było samo z tym wszystkim, że nie wiedziało czy może i jak może, a potem płakałaby pewnie dalej, że będzie mu źle ilekroć pójdzie na piwo z kolegami z pracy i będzie musiało słuchać tych arcydowcipnych uwag o kimś innym, przy którym nie wolno się schylać po mydło.

A dzisiaj ma nadzieję, że jakaś globalna świadomość otworzy oko i się przeciągnie by to ogarnąć, bo ileż można w takiej bylejakości, miałkości i beztreści.

A poza tym Purpla dowiedziała się dziś że ma widzenie zmierzchowe w normie. Oraz że w normie ma również wrażliwość na olśnienie, z czym się osobiście nie zgadza.

B. uważa, że najbardziej romantyczne badanie to echo serca, ale Purpla uważa, że wrażliwość na olśnienie jest w tym samym secie.

Średni wrócił do domu dziś o 22.30 opanierowany piachem jak schabowy w Teatralnym i nawet powieką nie ruszył, i dał Purpli skończyć o tym jak się martwiła i o zasadach dotyczących jedenastolatków oraz zmroku i kiedy tylko skończyła błysnął okiem i powiedział, że pod blokiem wykopali kapitalną ziemiankę, po czym dał jej buzi i oddał się konsumpcji wszystkiego, na co nie miał ochoty w porze obiadu z uwagi na tę ziemiankę, w której jutro będzie bunkier.

Wasza P.